Krzysiu bardzo lubi oglądać program „Pan Robótka” na CBeebies. Wczoraj rano zrobiliśmy jedną z prac, którą pokazywał. Był to kaktus z plasteliny.
Potrzebne będą:
- plastelina
- kilka nitek makaronu spaghetti
- zielona farbka
- kwiatki do dekoracji
- doniczka. – ja nie mogłam znaleźć tak małej doniczki, ponieważ wszystkie są prawdopodobnie w piwnicy. Wykorzystałam mały szklany świecznik, który okleiliśmy papierem (po to by nie było widać plasteliny w środku) – w takim przypadku potrzebne są jeszcze nożyczki i klej.
Wykonanie:
- Jeśli macie tak jak my szklany świecznik to wytnijcie z papieru paseczek, którym go okleicie. Mając nieprzezroczystą doniczkę nie musicie nic takiego robić.
2. Makaron trzeba połamać na małe kawałeczki, a następnie pomalować na zielono. My moczyliśmy kawałeczki w farbce i palcami rozprowadzaliśmy po kawałkach makaronu.
3. Wypełniamy doniczkę plasteliną. Na spodzie wykorzystaliśmy różne kolory, natomiast na wierzchu użyliśmy koloru brązowego, aby przypominała trochę ziemię.
4. Z zielonej plasteliny formujemy kształt naszego kaktusa. Mogą to być różne kształty, bo i kaktusy bywają różne. Jeśli nie macie wystarczająco dużo zielonej plasteliny wykorzystajcie również niebieską i żółtą. My zmieszaliśmy te dwa kolory i uzyskaliśmy więcej zielonego.
5. Kiedy już mamy kształt kaktusa w doniczce wystarczy wbić w niego kawałki makaronu, które będą kolcami.
6. Na koniec możemy dodać kwiatka, który dodatkowo ozdobi naszego kaktusa. Gotowe! Jak Wam się podoba?
Muszę Wam powiedzieć, że dawno nie robiłam z Krzysiem nic przy jego stoliku. Od kiedy przestawiłam go w narożnik pokoju stał właściwie nieużywany. Wczoraj na chwilę ustawiłam go znowu w poprzednie miejsce. Mały od razu zapytał co będziemy robić i pobiegł po dwój „stopień”, żeby sięgnąć z szafki aparat! Bardzo mnie zaskoczył. Myślę, że zostawię stolik znów na starym miejscu, wtedy przynajmniej Krzysiu będzie częściej przy nim siadał. Trochę mnie denerwuję, że zaraz obok mamy drzwi – stare, podwójne, drewniane drzwi. Kiedy chce je zamknąć muszę wtedy przestawiać jego krzesełko. A jeśli akurat na nim siedzi to muszę prosić go za każdym razem, aby się na chwilkę odsunął. W narożniku pokoju nikomu nie przeszkadzał ani stolik, ani krzesełko, ale też nie budził zainteresowanie Krzysia. Zostawiamy go na starym miejscy koło drzwi i znowu będziemy częściej przy nim siadać, bawić się, tworzyć coś czy jeść posiłki 🙂