Wolna sobota i niedziela pozwala nam na weekendowe szaleństwa. W tygodniu zawsze za mało czasu.
Kiedy pracuję od 9-17, a po pracy jeszcze mam klientkę na paznokcie zawsze brakuję mi czasu dla siebie, dla męża i Krzysia. Trochę lepiej to wygląda jeśli mam zmianę od 7-15. Na szczęście weekendy wolne, więc wtedy nadrabiamy. Ostatnio zarządzanie kontaktami jest dość trudne. Skoro ciągle brakuję czasu dla najbliższych jeszcze trudniej wygospodarować go na spotkania ze znajomymi czy rodziną. Ale w końcu się udało. Mąż też miał akurat wolne, więc w piątek wyskoczyliśmy do przyjaciół, gdzie Krzyś bawił się z Ksawciem w ogrodzie pełnym zabawek.
Pół soboty byliśmy na działce i grillowaliśmy. Krzyś kąpał się w basenie, podlewał kwiatki, krzaczki i truskawki. Po południu poszliśmy na lody i pograć w piłkę, a wieczorem odwiedzili nas znajomi z Krzysia ulubioną koleżanką Anią. Dodatkową atrakcją wieczoru były petardy, które doskonale było widać z naszego okna. Towarzyszyły zapewne jakiejś uroczystości weselnej.
W niedzielę wyskoczyliśmy do Poznania na zakupy, a pod wieczór odwiedziliśmy moją babcię na wsi. Na ogrodzie mój mały pomocnik koniecznie musiał towarzyszyć dziadkowi i cioci podczas wykopywania ziemniaków.
Na tym zakończyliśmy nasze weekendowe szaleństwa. Teraz już chyba jest jasne, dlaczego w weekendy jesteśmy offline. Trzeba wykorzystać pogodę na maksa. A swoją drogą schudłam 2 kg! Małymi kroczkami, ale do celu 🙂