Czytałam o niej na wielu blogach, wreszcie zdecydowałam się na zakup książki Naciśnij Mnie Herve Tulleta.
Czy podbiła moje serce jak wielu innych mam i ich dzieci? W pierwszej chwili byłam podekscytowana i doczekać się nie mogłam aż pokażę ją Krzysiowi. Dostał ją akurat kiedy byliśmy na działce. Obejrzał na szybko i poleciał bawić się w piaskownicy. Mój entuzjazm został zgaszony. Jednak postanowiłam w domu na spokojnie zrobić jeszcze jedno podejście do tej książki. Po kolei krok po kroku wykonywał poszczególne zadania dziwiąc się, że jego działania powoduję zmiany. Najbardziej spodobało mu się dmuchanie i klaskanie na wyznaczonych stronach. Bawiliśmy się tak kilka razy i za każdym razem nie mógł się doczekać klaskania i patrzenia jak kropki rosną z każdą stroną. Dla takiego małego dziecka to jak magia, że dzięki jego oklaskom coś się powiększa, albo przez naciśnięcie kropki ich liczba się zwiększa. Miałam wrażenie, że mimo iż książką co jakiś czas się bawimy nie znajdzie swojego miejsca wśród ulubionych książek Krzysia i w końcu się znudzi. Jednak z perspektywy czasu widzę, że co jakiś czas do niej powraca i zachwyca się od nowa. To zdecydowanie fajna książka do zabawy. Budzi zainteresowanie także wśród dorosłych!
Tytuł: Naciśnij mnie
Autor: Herve Tullet
Wydawnictwo: Babaryba
Cena (z okładki): 29,00 zł
Liczba stron: 56
Oprawa: Twarda
Z góry przepraszam za jakość zdjęć, ale coś mi aparat świruję i zdjęcia wychodzą takie byle jakie.
Moje dziecko zresztą też ostatnio świruje, a ja kolejną noc się z nim użeram. Przebudza się w nocy i wymyśla. A to, żeby go gilgać, a to, że chcę dżipem jeździć, albo akurat bajkę oglądać. W efekcie zawsze kończy się kilkuminutowym płaczem Krzysia, moimi zszarganymi nerwami – a wierzcie mi, że w nocy człowiek ma o wiele mniej cierpliwość! – i moim niewyspaniem. Uparty ten mój syn jak osioł. I po kim to tak? Pewnie po ojcu… 😉 Czasami mam dość tego powtarzania się, kiedy Mały miączy i w kółko domaga się czegoś. Nie docierają do niego moje słowa, nie chce zrozumieć, że nie, oznacza NIE! Mam wrażenie, że takim uparciuchom to nawet żadne tłumaczenia przysięgłe nie pomogą. Czasami strategia zmiany tematu działa, ale już coraz częściej próbuje stawiać na swoim. Muszę, więc mieć dużo cierpliwości i szukać nowych sposobów na ten mały bunt mojego dwu i pół latka.