W dzisiejszych czasach każdemu z nas go brakuję. Jednak czas z rodziną jest bardzo ważny i powinniśmy w naszych planach go uwzględniać jak najwięcej i jak najczęściej.
Jak już kiedyś wspomniałam mój Mąż pracuję na 3 zmiany w trybie czterobrygadowym, więc weekendy wolne przypadają mu tylko raz w miesiącu. Zazwyczaj nie wyjeżdżaliśmy nigdzie wspólnie, bo nie mieliśmy samochodu – ku rozpaczy mojego męża. Jednak mieliśmy gorszy okres w życiu i trzeba było z czegoś zrezygnować. Jako, że samochód nie jest rzeczą pierwszorzędną poszedł na sprzedaż. Ja nie posiadam prawa jazdy, a jak potrzebuję gdzieś jechać to i tak zawsze jadę z kimś – rodzice czy siostra. Dla faceta to jednak tragedia! Mimo, że do pracy blisko, mieszkamy w centrum miasta i wszędzie mamy „żabi skok”. Męczył i wiercił mi dziurę w brzuchu, że skoro finansowo już jest lepiej to może ten samochód by kupić. Uległam. Rodzice sprzedawali swoje stare auto, więc się skusiliśmy. Powiem Wam szczerze, że faktycznie lepiej kiedy sami możemy gdzie i kiedy chcemy pojechać. Tylko ciiii, bo jeszcze Mąż się dowie i powie: „A nie mówiłem!” 😉 Co prawda samochód, który kupiliśmy w ogóle mi się nie podoba, ale tyłek mi wszędzie zawiezie, więc nie ma co narzekać. Korzystając z wolnej soboty pojechaliśmy do Kórnika. Chcieliśmy pochodzić po parku wokół zamku, jednak jak się okazało Arboretum było już zamknięte, zresztą tak samo jak i zamek. Zabraliśmy Krzysiowi rowerek biegowy i poszliśmy na spacer wzdłuż jeziora. Największa atrakcja dla Krzysia to oczywiście statek. Patrzył jak pływa po jeziorze, jak cumuję przy brzegu, zachwycał się i cieszył. Niestety dopadł nas deszcz. Tfu! Nie deszcz! Wielka ulewa! Przeczekaliśmy w Prowent Bistro, gdzie już wcześniej miałam okazję być i przekonać się, że mają pyszne jedzenie. Zjedliśmy po kawałku kurczaka z rożna (palce lizać!), a Krzyś oczywiście fryteczki i już po chwili mogliśmy udać się na dalszy spacer, bo się wypogodziło. Mały śmigał na rowerku po ścieżkach rowerowych przed nami, więc mogliśmy z Mężem spokojnie porozmawiać bez papugowania każdego słowa przez Krzysia 😉 Chciałabym żebyśmy częściej spędzali tak czas. Miło, aktywnie, ale przede wszystkim wspólnie. Nie jesteśmy idealną rodziną. Nie chodzimy razem co niedzielę do kościoła, nie jeździmy sobie na wycieczki rowerowe, nie chodzimy codziennie popołudniami na spacery za rękę z Maluchem po środku. Żadna z nas wzorowa rodzina! Jesteśmy często leniwi i nic nam się nie chce (a już w szczególności Panu Mężowi). Jesteśmy oboje wybuchowi, a ja jestem też pyskata, więc często się kłócimy. Jednak mimo wszystko miło jest zaplanować sobie czas z rodziną, który poświęcimy sobie w 100%. W domu choćbyśmy siedzieli całą trójką zawsze coś jest do zrobienia. Jeśli nie obowiązki domowe to swoje przyjemności – matka laptop/smartfon, ojciec tv, a dziecko? A dziecko najczęściej z włączonymi bajkami, co by czasami za dużo nie przeszkadzało. Takie są realia. Tak często u nas bywa. Chcemy chwilę spokoju to Maluch jeśli nie chce się akurat sam bawić ma włączoną bajkę i jest cisza. Z pewnością nie możemy wtedy powiedzieć, że spędzamy czas z rodziną. To, że siedzimy w jednym mieszkaniu, ba! czasami nawet w jednym pokoju nie oznacza jeszcze, że spędzamy ten czas razem. Każdy zajęty swoimi sprawami i nie odzywając się do siebie – tak to wygląda. Dlatego cieszę się każdą chwilą kiedy to spędzamy czas rodzinnie efektywnie. Obyśmy mieli takich okazji jak najwięcej. Wam też tego życzę! 🙂